Gdzie inni widzą kryzys, my widzimy nowe możliwości

Musieliśmy wycisnąć z naszego produktu jeszcze więcej, przyjrzeć mu się dokładnie i udoskonalić go -

Enrique Marzal-Fluixa, prezes zarządu firmy LamiPol, specjalnie dla portalu PłytaMeblowa.pl
 Zanim zapytam o slogan reklamowy, którym reklamowaliście się na „Furnice”, chciałbym, aby przedstawił Pan w skrócie swoją firmę.
 
Firma LamiPol zajmuje się produkcją drewnianych listew sprężynujących, które mają szerokie zastosowanie w branży meblarskiej jako element stelaży łóżkowych oraz mebli tapicerowanych. Na polskim rynku funkcjonujemy od 2005 roku. Najpierw jako oddział firmy Laminas Flexibles, a obecnie już jako LamiPol.
 
„Gdzie inni widzą kryzys, my widzimy nowe możliwości” – to hasło, jakie można było zobaczyć na waszym stoisku w Poznaniu. Jakie to nowe możliwości widzicie w czasach kryzysu?
 
Uważam, że pojawienie się kryzysu dało nam nowe możliwości, chociażby dlatego, że musieliśmy wycisnąć z naszego produktu jeszcze więcej, przyjrzeć mu się dokładnie i udoskonalić go. W efekcie udało nam się stworzyć nowe modele listew sprężynujących, bardziej ekonomicznych. Co jednak istotne, mimo poczynionych oszczędności, wysoka jakość produktu została zachowana.
U podstaw naszego sloganu reklamowego leży też kwestia wyboru, z jakim musiało zmierzyć się wiele firm w obliczu kryzysu. Także i my. Zastanawialiśmy się, czy nie mamy innego wyjścia, jak tylko poddać się Chinom, które zalewają swoimi produktami europejski rynek, a które to produkty są niezbyt dobrej jakości. Stwierdziliśmy, że nie mamy zamiaru składać broni, ponieważ oferujemy naszym klientom szeroką gamę wysokiej jakości produktów i do tego możemy im zaproponować niższą cenę. M.in. w ten sposób chcemy dążyć do zakończenia kryzysu.
Chociaż patrząc na wystawców w tym pawilonie targowym, w którym i my się znajdujemy, gdzie pośród siedmiu firm zajmujących się produkcją forniru, jest tylko jedna firma z Polski, a aż trzy firmy azjatyckie, to widać, że proporcje zostały zachwiane.
 
Funkcjonujecie na polskim rynku od przeszło czterech lat. To już wystarczający okres czasu, by móc porównać rynek polski i hiszpański.
 
To dwa zupełnie odmienne światy. Chociażby dlatego, że na terenie Polski nasz produkt ma 300 potencjalnych odbiorców, a w Hiszpanii mamy 20. Tyle tylko że tych 20 klientów w Hiszpanii robi u nas zamówienie o 20 razy większe niż tych 300 w Polsce. W Polsce zamawia się jedną paletkę , a w Hiszpanii całe tiry.
W moim kraju produkuje się masowo, a dzięki temu, że zamówienie jest duże, to cena też jest bardziej atrakcyjna. Natomiast w Polsce na naszych materiałach pracuje się głównie w małych zakładach, jest spore rozdrobnienie.
Co jeszcze przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o rynku w Polsce i Hiszpanii? Kiedy podróżuję w interesach po waszym kraju, nie mogę się często nadziwić, że są tutaj zakłady, firmy, które mają swoje siedziby w garażach czy nazwijmy to kanciapach. Nie spotkałem się nigdy z czymś podobnym w Hiszpanii.
 
Wobec tego co zadecydowało, że sprzedajecie swoje produkty na polskim rynku?
 
Poszukiwanie klienta. Zmniejszyła się ilość zamówień zarówno w Hiszpanii jak i w pozostałych krajach, do których eksportowaliśmy nasze produkty. Przyznam szczerze, że jeszcze kilka lat temu, nie pomyślelibyśmy, żeby wyprodukować jedną paletkę dla klienta, bo w znaczący sposób ograniczało to nasz zakład… A teraz – mimo tego że jest u was spore rozdrobnienie i zamówienia są na palety, a nie na tiry, liczy się to, że jest klient.
 
Rozmawiał: Włodzimierz Włoch
 

 

Tagi